I KOLEJNE OSZUSTWO PROAMY:
Czy firma ubezpieczeniowa zaniżyła wartość motocykla, zlekceważyła wycenę autoryzowanej stacji obsługi i chciała naprawić najdroższe elementy pojazdu, które wcale nie zostały uszkodzone? A wszystko po to, by "z papierów" wyszła szkoda całkowita? Dziś Ekipa Samcika na tropie wyjątkowo dziwnej historii.
Na początku kwietnia pan Sławek miał stłuczkę. W jego motocykl wjechał inny kierowca, który miał wykupioną polisę OC w towarzystwie ubezpieczeniowym Proama. Poszkodowany czym prędzej zawiózł motocykl do autoryzowanego serwisu Suzuki, aby naprawić go bezgotówkowo na koszt sprawcy, z jego ubezpieczenia OC.
Łatwo powiedzieć. Proama nie zgodziła się na naprawę motocykla, stwierdzając, że koszty części i robocizny przewyższają wartość pojazdu przed wypadkiem. Wtedy mamy do czynienia z tzw. szkodą całkowitą, czyli teoretycznie pojazd nadaje się już tylko do kasacji (a w praktyce jest sprzedawany na aukcji i najczęściej naprawiany przez przysłowiowego "pana Józia", by wrócić na polskie drogi).
Szkoda całkowita - czy na pewno?
To bardzo opłacalne dla ubezpieczycieli. Towarzystwo wypłaca tylko symboliczną kwotę odszkodowania, a resztę klient dostaje od kupca wraku. Części do motocykli nie są tanie, a do japońskich - szczególnie. Zdarza się więc, że niegroźnie wyglądający wypadek skutkuje szkodą całkowitą. Tyle że w tym przypadku autoryzowana stacja obsługi Suzuki wyliczyła, iż motocykl da się naprawić i wcale nie trzeba go złomować!
I tu dopiero Ekipa zaczęła się dziwić. Przedstawiciele innych ubezpieczalni, z którymi rozmawialiśmy, nigdy nie słyszeli o sytuacji, żeby ubezpieczyciel zabraniał naprawiania samochodu czy motocykla, jeśli autoryzowany serwis pokazał, że koszty naprawy są niższe od wartości pojazdu przed stłuczką.
Spójrzmy na liczby. Według Proamy przed stłuczką motocykl był wart 11,3 tys. zł (choć taki sam motocykl można kupić na rynku za minimum 18 tys. zł). Wrak motocyklu ubezpieczyciel wycenił na 10,3 tys. zł, a swoje zobowiązania wobec poszkodowanego - na 1 tys. zł (kolejne zdziwienie - jak tak bardzo zniszczony motocykl mógł stracić tylko 1 tys. zł na wartości?). Jednocześnie ubezpieczalnia wyceniła koszty naprawy na 24 tys. zł. I to mimo że ASO Suzuki przedstawił dokładny kosztorys, w którym pokazał, że jest inaczej: koszty naprawy byłyby niższe niż wartość motocyklu i wyniosłyby 9,5 tys. zł.
Proama jest jednak mądrzejsza od mechaników i dochodzi do wniosku, że przedstawione przez ASO naprawy... nie przywrócą pojazdu do stanu sprzed szkody. Co więcej, Proama upiera się, że nie może na to pozwolić, bo złamie prawo.
Poprosiliśmy, by eksperci Proamy jeszcze raz obejrzeli motocykl. Po tych oględzinach przyznali, że tłumik, który był według nich uszkodzony i wymagał wymiany na nowy (koszt: 3 tys. zł), jest jednak sprawny. Mimo to Proama nie chce zrezygnować z uznania szkody za całkowitą. Motocykl zaś nadal stoi w warsztacie.
Justyna Szafraniec z Proamy rozkłada ręce: - Niestety, zdarzają się przypadki, kiedy mimo szkody całkowitej klienci nie chcą, np. ze względów sentymentalnych, rozstać się z pojazdem.
Co teraz? Ekipa Samcika nie odpuści. Będziemy o tej sprawie przypominać: pokażemy m.in. stanowisko niezależnych rzeczoznawców, Rzecznika Ubezpieczonych i innych instytucji, których zadaniem jest wspieranie konsumentów. No, chyba że ubezpieczyciel zmieni zdanie i uzna wyliczenia autoryzowanej, bądź co bądź, stacji obsługi. O finale tego sporu niezwłocznie was poinformujemy.
Read more: http://wyborcza.biz/pieniadzeekstra/1,138904,16137960,Pan_Slawek___nienaprawialny__motocykl_i_szkoda_calkowita.html?biznes=warszawa#BoxBizTxt#ixzz354Ot3Oa5