W filmie C.K. Dezerterzy Janusza Majewskiego jest scena, w której kapitan Wagner (genialny Z. Zapasiewicz) prowadzi rozmowę z von Nogay'em (równie świetny W. Pokora). Odnosząc się do postępowania von Nogaya stwierdza: "Wie Pan, że nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które mogłyby dostatecznie obelżywie określić Pańskie postępowanie. (...) W moich oczach jest Pan nędznym gadem omyłkowo tylko nazywanym człowiekiem". Nie sądziłem, że przypomnę sobie o tej scenie przy okazji styczności z proamą (celowo z małej litery). Otóż w mojej ocenie nie ma dostatecznie obelżywych słów aby określić tą firmę i sposób jej postępowania. I wierzę, że tylko przez czyjeś niedopatrzenie ta firma może w dalszym ciągu nazywać się towarzystwem ubezpieczeniowym. Krótka historia: otrzymałem uderzenie w tył auta - sprawca ubezpieczony w proamie. Auto nowe, niecałe 60 tys. przebiegu, serwisowane wyłączenie w ASO (pełna dokumentacja faktury, wpisy w książkę ,itp.). Pierwsze oględziny rzeczoznawcy, pierwszy kosztorys z proamy. Wynik: ok. 30% kosztów naprawy oszacowanych przez ASO. Odwołanie. Częściowo uwzględnione. Druga wizyta rzeczoznawcy. Odwołanie - częściowo uwzględnione. Auto trafia do ASO. Demontaż uszkodzonych elementów - pod spodem kolejna "niespodzianka". Trzecia wizyta rzeczoznawcy. Odwołanie. Odrzucone. I tu uwaga: "fachowiec" proamy zdalnie (tzn. nie widząc auta i jego uszkodzeń) neguje opinię swojego rzeczoznawcy. Rzeczoznawca (jednocześnie biegły sądowy) WIDZĄC auto, za bezdyskusyjną uważa konieczność wymiany elementu nadwozia (błotnik). Proama odrzuca taką opcję i zaleca naprawę poprzez "klepanie i szpachlowanie" elementu gdzie powierzchnia na którą ta szpachla będzie nałożona to ponad 50% powierzchni naprawianego elementu. "Fachowcy" proamy to ludzie o tak rozległej wiedzy w dziedzinie motoryzacji, że na podstawie zdjęć są w stanie ocenić czy element (tu czujniki parkowania) wydają dźwięk czy też nie. To nic, że rzeczoznawca dokonujący oględzin słyszy, że czujniki "piszczą" jak oszalałe (uderzenia w tył rzecz jasna nie przeżyły). "Fachowiec" proama ocenia, na podstawie zdjęć, że jednak nie piszczą (sic!). Bezczelna Pani, która mieni się "specjalistą ds. relacji z klientem" wypisuje między innymi na tym forum, że istnieje możliwość wystąpienia z wnioskiem o kolejne oględziny. Po co skoro - jak pokazuje mój przypadek - nie uwzględniają oni opinii SWOJEGO rzeczoznawcy, którego to ONI wyznaczają do dokonania oględzin pojazdu. Sprawa znajdzie finał w sądzie, a o jej wyniku pozwolę sobie poinformować Szanownych forumowiczów.
I jeszcze jedno: Proszę Państwa proszę się zastanowić czy oszczędność kilkuset złotych warta jej nerwów jakie Państwo stracą w sytuacji gdy coś się Państwu przytrafi. Korzystając z oferty proamy nie kupujecie sobie Państwo bezpieczeństwa a jedynie miraż gdyż w razie jakiejś mało przyjemnej przygody zostaniecie Państwo potraktowani jak intruz (sympatykom "Misia" S. Bareji przypominam scenę z szatni: "uparł się cham i mu daj...."). A do wyznawców poglądu, że "jakość OC" to zmartwienie poszkodowanego: proszę porozmawiać z dowolnym prawnikiem lub w miarę rzetelnym agentem i zapytać co może poszkodowany w stosunku do sprawcy gdy jego roszczenie nie zostanie w pełni zaspokojone. Zapewniam, że nie jest kolorowo. Wszystkim pokrzywdzonym przez proamę życzę dużo wytrwałości i tego by nie odpuszczali nawet kilkuset złotych. Sąd, sąd i jeszcze raz sąd. I proszę byście o swoich przejściach z tą "firmą" informowali maksymalnie szerokie grono znajomych (u mnie to już ponad sto osób). Pamiętajmy, że to małe kamyki poruszają lawinę.